Mroczki przed oczami Garetha tańczyły,
nie dając mu nic zobaczyć. Jego umysł również był jakby
przyćmiony, lecz on poruszał się. Szedł przed siebie. Ktoś
jednak prowadził go, trzymając za prawe ramię. Domyślał się,
kim jest ta osoba. Ba, nie trudno zgadnąć. Pamiętał wszystko,
lecz nie mógł teraz nic zrobić. Po prostu szedł. Gareth chciał
zapytać się jej, gdzie go prowadzi. Dlaczego, kiedy czuł, że
otwiera usta, nie potrafił nic powiedzieć? „Alice!”
krzyczał w myślach, mając ślepą nadzieję, że dziewczyna jakimś
cudem go usłyszy.
W końcu zaczął odzyskiwać wzrok. Miejsce, w którym się znalazł, nie przypominało mu spokojnego miasta. Wyczuwał coś innego, tajemniczego.
- Co to jest? Gdzie ja..? - zakrztusił się. Niespodziewanie w jego gardle pojawiła się woda. Nie wiedział jak, co było najgorsze. Szybko pozbył się substancji, wypluwając ją. Alice spojrzała na niego karcąco.
- Cholera, Mary mnie zabije... - wyszeptała. - Uspokój się, Gareth. Nic ci nie jest, będziesz żyć. - dodała. Westchnęła, po czym ponownie chwyciła go za ramię i zaczęła ciągnąć w kierunku jakiegoś muru.
- Wyjaśnisz mi to w końcu?! - chłopak nie zamierzał dać jej tej satysfakcji. Już całkiem przytomny odepchnął ją. Przeraził się jednak, kiedy Alice ponownie na niego spojrzała. Jej ciemne oczy emanowały czymś przerażającym. Strach sparaliżował Garetha. Poczuł pustkę, jednocześnie jego ciało wydawało się cięższe. W tym momencie poważnie się wystraszył. Cofnął się o kilka kroków, lecz dziewczyna nie pozwoliła mu odejść od niej dalej niż na kilka metrów.
- Ty to na poważnie nic nie wiesz? - zapytała go. Gareth mocno się zdziwił, gdyż teraz ten dziwny strach, ta bojaźń, to przytłaczające uczucie... zniknęło. Wszystko prysło, jak bańka mydlana. Zmierzył wzrokiem Alice, która nawet na niego już nie patrzyła. Przełknął głośno ślinę, nie spuszczając oczu z dziewczyny. Białe pasemko jakby zaświeciło wśród jej czarnych włosów, kiedy zawiał lekki wiatr.
Tak bardzo ją przypomina...
- Alesia? - zmarszczył czoło. Promyczek nadziei, który zapalił się w jego sercu, zrobił się większy. Pamiętał, jak kilka lat temu błagał, żeby się okazało, iż jego ukochana siostra żyje.
Dziewczyna podniosła rękę i pacnęła się w czoło. „Pomyliłem się?”
- Przestaniesz mnie tak nazywać? Ostatnio też tak na mnie wołałeś... Nazywam się Alice. Alice Phantomhive! - powiedziała. Gareth westchnął. Mógł się tego spodziewać, w końcu oczy Alesii były niebieskie. Ale gdyby nie ta jedna różnica, to byłyby niemal identyczne.
Jednak Cross dopiero teraz zrozumiał.
- Ostatnio? - spytał. - Dzisiaj spotkałem cię pierwszy raz – dodał. Ta sytuacja wymykała się spod kontroli. Rozejrzał się po okolicy w obawie, że za rogiem czai się ten dziwny potwór z jego snu.
- Ten ostatni raz był wczoraj – rzekła Alice. Nagle uśmiechnęła się szyderczo. - A więc oni cię ukrywali.
Gareth pogubił się już całkiem. Wczoraj? Wczoraj... wczoraj...
- Co się wczoraj wydarzyło? - kolejne pytanie wydobyło się z jego ust przyduszonym tonem. Nie pamiętał. Wiedział tylko, że dzisiaj obudził się, jak gdyby nigdy nic.
- Dowiesz się w swoim czasie. A teraz chodź. – wyciągnęła do niego rękę. Niepewnie ją chwycił. Alice ciągle unikała kontaktu wzrokowego, a w głowie Garetha nie przestawały narastać pytania. Co się dzieje? Czemu nic nie pamięta? Ale co ważniejsze, co to było za uczucie strachu? Kiedy tylko Alice na niego spojrzała, ich wzrok się spotkał, wydawało mu się, że jakaś tajemnicza siła ogarnia jego ciało, nie chce przejąć kontroli, po prostu w nim była. To było przerażające.
Dziewczyna zbliżyła się do drewnianej bramki. Murek, który się przed nimi znajdował, oddzielał tę dzielnicę od gęstego lasu. Jedynym przejściem były te drzwiczki. Alice jednak nie kłopotała się ich otwieraniem, tylko przez nie przeszła. Przeniknęła przez bramę! Szósty zmysł Garetha dopiero teraz postanowił się odezwać. A co, jeżeli dziewczyna jest jakąś zjawą i ciągnie go na pewną śmierć?! Chciał się cofnąć, ale szorstkie dłonie Alice ściskały mocno jego rękę. Przyciągnęła go do siebie, mentalnie każąc mu przejść przez bramkę. Zdziwił się, kiedy tak po prostu przez nią przeniknął.
Jak?! Co się dzieje? To wydawało się chore. Po raz kolejny zapragnął uciec, lecz nie mógł. W pewnym sensie obawiał się Alice, ale nie mógł ukryć, że tamtej uliczki bał się bardziej. Kojarzyła mu się z tą dziwna istotą, która mu się śniła...
Zaraz, ale jeżeli Alice powiedziała, że się już spotkali, to czy... tamten sen wydarzył się naprawdę? Czyli ta istota istnieje?! Nie miał czasu zadać ego pytania, gdyż rozejrzał się po okolicy, która przypominała wielki budynek. Dach sięgał wysoko, całe pomieszczenie pobłyskiwało niebieskim światłem. Lampy jarzyły się na ten kolor. Na dodatek ludzi tu było od groma! To się tyczyło również drzwi. Każdą ścianę zdobił jakiś obraz. Na podłodze wyryte były jakieś symbole. Gareth obejrzał się za siebie, widząc... obraz z bramką i dzielnicą, przy której był wcześniej. To całkowicie zbiło go z tropu.
- Witamy po drugiej stronie obrazu – rzuciła Alice. Musiała zauważyć jego fascynację, pomieszaną ze zdziwieniem.
To wydawało się nierealne. Gareth sam nie był pewien, czy to jest sen, czy może to dzieje się w rzeczywistości. Choć ostatnio wyobraźnia płatała mu niezłe figle. Normalny człowiek uciekłby w tej sytuacji, lecz on chciał zostać i dowiedzieć się, jak to się dalej potoczy. Ciekawość wzięła górę.
- Czy wreszcie mi to wytłumaczysz? - zapytał, rozglądając się dookoła.
- Nie wolisz się zapytać jej? - Alice wskazała palcem jedne z licznych drzwi w tym pomieszczeniu. Obok nich stała...
- Vi! - Gareth nie mógł ukryć zdumienia. Jego koleżanka z sierocińca, znajoma ze szkoły... Czy to dlatego tak dziwnie zareagowała na imię nowej uczennicy?
- Słuchaj, - zaczęła ponownie Alice. - ja teraz muszę się udać do gabinetu pewnego kretyna, ty tam sobie pogadaj z księżniczką ile chcesz. Tylko nie wchodź w żaden obraz! Chyba się domyślasz, co się może wydarzyć?
- Księżniczką?
Kiedy obejrzał się za dziewczyną, ona już zniknęła. Przez chwilę go to zaciekawiło, lecz po pewnym czasie ruszył w kierunku Vivian. Gdy tylko stanął przed nią, ta wypuściła z ręki jakieś dokumenty. Gareth zdążył się przyjrzeć kilku z nich.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała Vi. - I co ważniejsze, jak tu wszedłeś? Przecież...
- Ucieczka demonów z Ishalgen? - jego bardziej zainteresował tytuł porozrzucanych dokumentów. Podniósł jeden z papierów, po czym zaczął go czytać. - Tu chodzi o pożar w tej wsi? Ishalgen?
- Informacja utajniona. - odparła szybko. - Odpowiadaj na moje pytania. Jak się tu znalazłeś?
- Możesz chociaż ty mi wyjaśnisz, o co w tym wszystkim chodzi? - powiedział, oglądając ściany, na których poza obrazami, znajdowały się również jakieś symbole. - Przyprowadziła mnie tu Alice.
- Phantomhive?! Szlag by ją wreszcie trafił... - wymamrotała Vivian. - Posłuchaj, Gareth, tutaj nie wolno przebywać osobom... takim jak ty. Poza tym, kto jest na tyle mądry, żeby zaufać obcej dziewczynie i dać się przyprowadzić w takie miejsce?! - wyglądała na wkurzoną, co nieco zaskoczyło Cross'a.
- Księżniczko, Crane cię woła! - z oddali oboje usłyszeli głos Alice, która zmierzała do nich z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dlaczego „księżniczko”? - zapytał Gareth, gdy tylko dziewczyna podeszła bliżej.
- Nie ważne! - odparła Vivian, wyręczając w tym Alice. - Możesz to wyjaśnić?
- To ty powinnaś się z tego tłumaczyć. Ten tu oto facet jest jednym z nas. A ty i ten poczochrany go ukryliście, prawda?
- Gareth jest człowiekiem!
I jako jedyny nic nie rozumie z tej wymiany zdań... dodał w myślach. Ale... człowiekiem? Czyli one nie są ludźmi? W takim razie czym? To jakiś żart, prawda?
- Widział Natherina - rzekła Alice. - Jak to wyjaśnisz, księżniczko? - uśmiechnęła się cynicznie. Gareth musiał przyznać, że taki wyraz twarzy jej pasował.
Obie dziewczyny zaczęły się kłócić. Według Alice, Cross był „jednym z nich” lecz Vivian uparcie trzymała się swojego zdania.
- Opisze ci go! - zawołała Phantomhive. - Jak wyglądał ten wczorajszy facet? - tutaj spojrzała na Garetha wyczekująco. Przez chwilę zaczął się zastanawiać, o co jej mogło chodzić.
- Ten z długimi nogami i rękami? - zapytał niepewnie. Wyraz twarzy Vivian był bezcenny. Dziewczyna rozszerzyła oczy i cofnęła się. Wówczas Alice uśmiechała się dumnie.
Po bardzo długiej wymianie zdań, Gareth został zaprowadzony do gabinetu nijakiego Crane'a. Musiał czekać na mężczyznę, gdyż ten podobno jest wiecznie zajęty. Mimo wszystko Alice określała go mianem kretyna...
„Doprawdy, ten kretyn nie potrafi dostrzec powagi sytuacji...”Gareth westchnął. Siedział właśnie na prostym drewnianym krześle, przed biurkiem. W pokoju nie znajdowało się praktycznie nic, poza wcześniej wymienionymi meblami i półką na książki, która była zapełniona po brzegi. Cross podszedł i zabrał jeden z tomików. „101 sposobów na tortury”, już sam tytuł zrażał do czytania.
W końcu do pomieszczenia wszedł wysoki facet, ubrany w czarny płaszcz i brązowe spodnie. Na pewno miał powyżej czterdziestu lat, gdyż na czole malowały się liczne zmarszczki, a dłonie... wydawały się kościste. Mimo, że mężczyzna wyglądał na niezmiernie silną osobą z szerokimi ramionami, tylko ręce sprawiały wrażenie kościotrupa.
Gareth spoglądał na niego z nadzieją, że wreszcie pojawił się Crane.
Wówczas mężczyzna spojrzał na niego, po czym wykrzywił twarz w brzydkim grymasie.
- Jeżeli Alice poprosiła cię, żebyś przyniósł jej tę książkę, od razu mówię, nie zgadzam się – powiedział nisko, zabierając tom z rąk Garetha i odkładając go na miejsce. Po chwili zdjął płaszcz i rzucił go niedbale na krzesło obrotowe, znajdujące się za biurkiem.
- Tylko przeglądałem – usprawiedliwił się. - Crane? - zapytał chłopak. Nie zamierzał dłużej czekać, gdyż w jego głowie pojawiało się coraz więcej pytań.
- We własnej osobie – mężczyzna uśmiechnął się szeroko. - Gareth, tak? Vivian wyjaśniła mi sytuację.
- Czy wyjaśni mi pan, co tu się dzieje? To jakiś chory żart, prawda?
- Nie. Ja mówię prawdę. Wszyscy inni też. No prawie, ale to nie ma większego znaczenia. Mogę teraz zadać ci pytanie, Gareth? - ton głosu Crane'a zmienił się. Nie wydawał się taki spokojny i opanowany jak wcześniej. Przeciwnie, stał się po prostu mroczny. Cross kiwnął niepewnie głową. - W porządku. Kim jesteś?
- Co to za pytanie? - Gareth zaczął się trząść. W pokoju zrobiło się nagle zimno.
- Odpowiedzieć ci na nie? - chytry uśmiech Crane'a przeraził chłopaka.
Znowu to uczucie... przytłaczające i sprawiające wrażenie, jakby było się małym, nic nie znaczącym człowiekiem.
- Runiczny – rzekł w końcu facet za biurkiem. - Skoro widziałeś Natherina, jesteś runicznym. Możesz być też demonem, elfem, albo lalkarzem, chociaż to ostatnie osobiście wykluczam. Ale Terra twierdzi, że to również prawdopodobne, a z nią nie można się kłócić.
- Co kurde?! - Gareth nie ukrywał zdziwienia, które na jego twarzy jest teraz z całą pewnością widoczne aż nadto.
- Spokojnie, nie ma się co unosić. Możesz uważać się za kogoś wyjątkowego, jak to zwykle robią w filmach, czy innych takich – Crane podszedł do półki z książkami. - Witamy wśród swoich, Gareth.
W końcu zaczął odzyskiwać wzrok. Miejsce, w którym się znalazł, nie przypominało mu spokojnego miasta. Wyczuwał coś innego, tajemniczego.
- Co to jest? Gdzie ja..? - zakrztusił się. Niespodziewanie w jego gardle pojawiła się woda. Nie wiedział jak, co było najgorsze. Szybko pozbył się substancji, wypluwając ją. Alice spojrzała na niego karcąco.
- Cholera, Mary mnie zabije... - wyszeptała. - Uspokój się, Gareth. Nic ci nie jest, będziesz żyć. - dodała. Westchnęła, po czym ponownie chwyciła go za ramię i zaczęła ciągnąć w kierunku jakiegoś muru.
- Wyjaśnisz mi to w końcu?! - chłopak nie zamierzał dać jej tej satysfakcji. Już całkiem przytomny odepchnął ją. Przeraził się jednak, kiedy Alice ponownie na niego spojrzała. Jej ciemne oczy emanowały czymś przerażającym. Strach sparaliżował Garetha. Poczuł pustkę, jednocześnie jego ciało wydawało się cięższe. W tym momencie poważnie się wystraszył. Cofnął się o kilka kroków, lecz dziewczyna nie pozwoliła mu odejść od niej dalej niż na kilka metrów.
- Ty to na poważnie nic nie wiesz? - zapytała go. Gareth mocno się zdziwił, gdyż teraz ten dziwny strach, ta bojaźń, to przytłaczające uczucie... zniknęło. Wszystko prysło, jak bańka mydlana. Zmierzył wzrokiem Alice, która nawet na niego już nie patrzyła. Przełknął głośno ślinę, nie spuszczając oczu z dziewczyny. Białe pasemko jakby zaświeciło wśród jej czarnych włosów, kiedy zawiał lekki wiatr.
Tak bardzo ją przypomina...
- Alesia? - zmarszczył czoło. Promyczek nadziei, który zapalił się w jego sercu, zrobił się większy. Pamiętał, jak kilka lat temu błagał, żeby się okazało, iż jego ukochana siostra żyje.
Dziewczyna podniosła rękę i pacnęła się w czoło. „Pomyliłem się?”
- Przestaniesz mnie tak nazywać? Ostatnio też tak na mnie wołałeś... Nazywam się Alice. Alice Phantomhive! - powiedziała. Gareth westchnął. Mógł się tego spodziewać, w końcu oczy Alesii były niebieskie. Ale gdyby nie ta jedna różnica, to byłyby niemal identyczne.
Jednak Cross dopiero teraz zrozumiał.
- Ostatnio? - spytał. - Dzisiaj spotkałem cię pierwszy raz – dodał. Ta sytuacja wymykała się spod kontroli. Rozejrzał się po okolicy w obawie, że za rogiem czai się ten dziwny potwór z jego snu.
- Ten ostatni raz był wczoraj – rzekła Alice. Nagle uśmiechnęła się szyderczo. - A więc oni cię ukrywali.
Gareth pogubił się już całkiem. Wczoraj? Wczoraj... wczoraj...
- Co się wczoraj wydarzyło? - kolejne pytanie wydobyło się z jego ust przyduszonym tonem. Nie pamiętał. Wiedział tylko, że dzisiaj obudził się, jak gdyby nigdy nic.
- Dowiesz się w swoim czasie. A teraz chodź. – wyciągnęła do niego rękę. Niepewnie ją chwycił. Alice ciągle unikała kontaktu wzrokowego, a w głowie Garetha nie przestawały narastać pytania. Co się dzieje? Czemu nic nie pamięta? Ale co ważniejsze, co to było za uczucie strachu? Kiedy tylko Alice na niego spojrzała, ich wzrok się spotkał, wydawało mu się, że jakaś tajemnicza siła ogarnia jego ciało, nie chce przejąć kontroli, po prostu w nim była. To było przerażające.
Dziewczyna zbliżyła się do drewnianej bramki. Murek, który się przed nimi znajdował, oddzielał tę dzielnicę od gęstego lasu. Jedynym przejściem były te drzwiczki. Alice jednak nie kłopotała się ich otwieraniem, tylko przez nie przeszła. Przeniknęła przez bramę! Szósty zmysł Garetha dopiero teraz postanowił się odezwać. A co, jeżeli dziewczyna jest jakąś zjawą i ciągnie go na pewną śmierć?! Chciał się cofnąć, ale szorstkie dłonie Alice ściskały mocno jego rękę. Przyciągnęła go do siebie, mentalnie każąc mu przejść przez bramkę. Zdziwił się, kiedy tak po prostu przez nią przeniknął.
Jak?! Co się dzieje? To wydawało się chore. Po raz kolejny zapragnął uciec, lecz nie mógł. W pewnym sensie obawiał się Alice, ale nie mógł ukryć, że tamtej uliczki bał się bardziej. Kojarzyła mu się z tą dziwna istotą, która mu się śniła...
Zaraz, ale jeżeli Alice powiedziała, że się już spotkali, to czy... tamten sen wydarzył się naprawdę? Czyli ta istota istnieje?! Nie miał czasu zadać ego pytania, gdyż rozejrzał się po okolicy, która przypominała wielki budynek. Dach sięgał wysoko, całe pomieszczenie pobłyskiwało niebieskim światłem. Lampy jarzyły się na ten kolor. Na dodatek ludzi tu było od groma! To się tyczyło również drzwi. Każdą ścianę zdobił jakiś obraz. Na podłodze wyryte były jakieś symbole. Gareth obejrzał się za siebie, widząc... obraz z bramką i dzielnicą, przy której był wcześniej. To całkowicie zbiło go z tropu.
- Witamy po drugiej stronie obrazu – rzuciła Alice. Musiała zauważyć jego fascynację, pomieszaną ze zdziwieniem.
To wydawało się nierealne. Gareth sam nie był pewien, czy to jest sen, czy może to dzieje się w rzeczywistości. Choć ostatnio wyobraźnia płatała mu niezłe figle. Normalny człowiek uciekłby w tej sytuacji, lecz on chciał zostać i dowiedzieć się, jak to się dalej potoczy. Ciekawość wzięła górę.
- Czy wreszcie mi to wytłumaczysz? - zapytał, rozglądając się dookoła.
- Nie wolisz się zapytać jej? - Alice wskazała palcem jedne z licznych drzwi w tym pomieszczeniu. Obok nich stała...
- Vi! - Gareth nie mógł ukryć zdumienia. Jego koleżanka z sierocińca, znajoma ze szkoły... Czy to dlatego tak dziwnie zareagowała na imię nowej uczennicy?
- Słuchaj, - zaczęła ponownie Alice. - ja teraz muszę się udać do gabinetu pewnego kretyna, ty tam sobie pogadaj z księżniczką ile chcesz. Tylko nie wchodź w żaden obraz! Chyba się domyślasz, co się może wydarzyć?
- Księżniczką?
Kiedy obejrzał się za dziewczyną, ona już zniknęła. Przez chwilę go to zaciekawiło, lecz po pewnym czasie ruszył w kierunku Vivian. Gdy tylko stanął przed nią, ta wypuściła z ręki jakieś dokumenty. Gareth zdążył się przyjrzeć kilku z nich.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała Vi. - I co ważniejsze, jak tu wszedłeś? Przecież...
- Ucieczka demonów z Ishalgen? - jego bardziej zainteresował tytuł porozrzucanych dokumentów. Podniósł jeden z papierów, po czym zaczął go czytać. - Tu chodzi o pożar w tej wsi? Ishalgen?
- Informacja utajniona. - odparła szybko. - Odpowiadaj na moje pytania. Jak się tu znalazłeś?
- Możesz chociaż ty mi wyjaśnisz, o co w tym wszystkim chodzi? - powiedział, oglądając ściany, na których poza obrazami, znajdowały się również jakieś symbole. - Przyprowadziła mnie tu Alice.
- Phantomhive?! Szlag by ją wreszcie trafił... - wymamrotała Vivian. - Posłuchaj, Gareth, tutaj nie wolno przebywać osobom... takim jak ty. Poza tym, kto jest na tyle mądry, żeby zaufać obcej dziewczynie i dać się przyprowadzić w takie miejsce?! - wyglądała na wkurzoną, co nieco zaskoczyło Cross'a.
- Księżniczko, Crane cię woła! - z oddali oboje usłyszeli głos Alice, która zmierzała do nich z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dlaczego „księżniczko”? - zapytał Gareth, gdy tylko dziewczyna podeszła bliżej.
- Nie ważne! - odparła Vivian, wyręczając w tym Alice. - Możesz to wyjaśnić?
- To ty powinnaś się z tego tłumaczyć. Ten tu oto facet jest jednym z nas. A ty i ten poczochrany go ukryliście, prawda?
- Gareth jest człowiekiem!
I jako jedyny nic nie rozumie z tej wymiany zdań... dodał w myślach. Ale... człowiekiem? Czyli one nie są ludźmi? W takim razie czym? To jakiś żart, prawda?
- Widział Natherina - rzekła Alice. - Jak to wyjaśnisz, księżniczko? - uśmiechnęła się cynicznie. Gareth musiał przyznać, że taki wyraz twarzy jej pasował.
Obie dziewczyny zaczęły się kłócić. Według Alice, Cross był „jednym z nich” lecz Vivian uparcie trzymała się swojego zdania.
- Opisze ci go! - zawołała Phantomhive. - Jak wyglądał ten wczorajszy facet? - tutaj spojrzała na Garetha wyczekująco. Przez chwilę zaczął się zastanawiać, o co jej mogło chodzić.
- Ten z długimi nogami i rękami? - zapytał niepewnie. Wyraz twarzy Vivian był bezcenny. Dziewczyna rozszerzyła oczy i cofnęła się. Wówczas Alice uśmiechała się dumnie.
Po bardzo długiej wymianie zdań, Gareth został zaprowadzony do gabinetu nijakiego Crane'a. Musiał czekać na mężczyznę, gdyż ten podobno jest wiecznie zajęty. Mimo wszystko Alice określała go mianem kretyna...
„Doprawdy, ten kretyn nie potrafi dostrzec powagi sytuacji...”Gareth westchnął. Siedział właśnie na prostym drewnianym krześle, przed biurkiem. W pokoju nie znajdowało się praktycznie nic, poza wcześniej wymienionymi meblami i półką na książki, która była zapełniona po brzegi. Cross podszedł i zabrał jeden z tomików. „101 sposobów na tortury”, już sam tytuł zrażał do czytania.
W końcu do pomieszczenia wszedł wysoki facet, ubrany w czarny płaszcz i brązowe spodnie. Na pewno miał powyżej czterdziestu lat, gdyż na czole malowały się liczne zmarszczki, a dłonie... wydawały się kościste. Mimo, że mężczyzna wyglądał na niezmiernie silną osobą z szerokimi ramionami, tylko ręce sprawiały wrażenie kościotrupa.
Gareth spoglądał na niego z nadzieją, że wreszcie pojawił się Crane.
Wówczas mężczyzna spojrzał na niego, po czym wykrzywił twarz w brzydkim grymasie.
- Jeżeli Alice poprosiła cię, żebyś przyniósł jej tę książkę, od razu mówię, nie zgadzam się – powiedział nisko, zabierając tom z rąk Garetha i odkładając go na miejsce. Po chwili zdjął płaszcz i rzucił go niedbale na krzesło obrotowe, znajdujące się za biurkiem.
- Tylko przeglądałem – usprawiedliwił się. - Crane? - zapytał chłopak. Nie zamierzał dłużej czekać, gdyż w jego głowie pojawiało się coraz więcej pytań.
- We własnej osobie – mężczyzna uśmiechnął się szeroko. - Gareth, tak? Vivian wyjaśniła mi sytuację.
- Czy wyjaśni mi pan, co tu się dzieje? To jakiś chory żart, prawda?
- Nie. Ja mówię prawdę. Wszyscy inni też. No prawie, ale to nie ma większego znaczenia. Mogę teraz zadać ci pytanie, Gareth? - ton głosu Crane'a zmienił się. Nie wydawał się taki spokojny i opanowany jak wcześniej. Przeciwnie, stał się po prostu mroczny. Cross kiwnął niepewnie głową. - W porządku. Kim jesteś?
- Co to za pytanie? - Gareth zaczął się trząść. W pokoju zrobiło się nagle zimno.
- Odpowiedzieć ci na nie? - chytry uśmiech Crane'a przeraził chłopaka.
Znowu to uczucie... przytłaczające i sprawiające wrażenie, jakby było się małym, nic nie znaczącym człowiekiem.
- Runiczny – rzekł w końcu facet za biurkiem. - Skoro widziałeś Natherina, jesteś runicznym. Możesz być też demonem, elfem, albo lalkarzem, chociaż to ostatnie osobiście wykluczam. Ale Terra twierdzi, że to również prawdopodobne, a z nią nie można się kłócić.
- Co kurde?! - Gareth nie ukrywał zdziwienia, które na jego twarzy jest teraz z całą pewnością widoczne aż nadto.
- Spokojnie, nie ma się co unosić. Możesz uważać się za kogoś wyjątkowego, jak to zwykle robią w filmach, czy innych takich – Crane podszedł do półki z książkami. - Witamy wśród swoich, Gareth.
-------------------------
Okej, można mnie ochrzaniać...
Na początku przepraszam za zaległości, ale szkoła nie daje mi spokoju, zwłaszcza dlatego, że ja mam jeszcze durną rehabilitację, czyli więcej nadrabiania! Jej... ale obiecuję, w stu procentach, że wszystko nadrobię! I do nowych czytelników też z całą pewnością wpadnę :D Tak więc wyczekujcie na mój komentarz.
Okej, pewnie ktoś tam się zastanawia, czemu rozdział 2.1... bo okazuje się, że dawniej dosyć długie strony pisałam, ogólnie rozdział 2 ma ponad kilkanaście stron zapisanych ręcznie...
A jako, że nie przywykłam do pisania aż tak długich postów (:_:) postanowiłam w ten sposób dzielić opowiadanie.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że za niedługo wszystko ogarnę ;*