Spokojny dzień, spokojna ulica.
Gareth szedł wzdłuż szerokiego muru, wysokiego gdzieś tak na 2-3 metry.
Wszystko wskazywało na to, że za niedługo będzie padać. Słońce
ukryło się za kurtyną, jaką tworzyły mu ciemne chmury. Wiatr
natomiast cicho szeptał swoją pieśń bez słów.
Nagle coś rzuciło cień na chodnik. Gareth mimo woli spojrzał w górę. Zmrużył oczy. Mimo, iż słońce było ukryte za chmurami, jego promienie mocno dawały o sobie znać, rozświetlając niebo. Postać kobiety stała na murku. Nie widział dokładnie jej twarzy, jednak falujące czarne włosy dziewczyny zwróciły jego uwagę. Miała na sobie skórzaną kurtkę oraz jeansy.
Zeskoczyła z murku z kocią zwinnością. Przyjrzał się jej uważnie, lecz nie miał na to zbyt wiele czasu. Kobieta niczym strzała pognała w zaciemniony zaułek po drugiej stronie ulicy. Jedyne, co zdążył zauważyć, to jej czarne włosy, które były podkreślane przez białe pasemko. Od razu skojarzył sobie fakty.
- Alesia?! - krzyknął za nią, lecz dziewczyna była już zdecydowanie za daleko, żeby cokolwiek usłyszeć. Bez wahania ruszył za nią. Chęć ponownego zobaczenia siostry była ogromna. Zignorował fakt, że prawdopodobnie jest już spóźniony na zajęcia. Wbiegł do zaułka i to, co zobaczył, przekraczało wszelkie normy ludzkiego wyobrażania.
Mężczyzna. Chyba. Jego skóra była blada, jak u trupa. A oczy... coś w nich było. Czerń spleciona z odcieniami błękitu. Wszystkie te kolory się przenikały, jakby walczyły o dominację. Nagle ręce i nogi mężczyzny gwałtownie się wydłużyły, a głowa wyglądała, jak przywiązana do reszty ciała wątła kula. Język równie długi, a uśmiech przerażający. Obłęd w oczach był aż nadto widoczny.
Cholera, pomyślał Gareth. Przełknął głośno ślinę, lecz to „coś” chyba wyczuło jego strach. Zaczął uciekać, lecz po chwili poczuł, jak kościste palce owijają się wokół jego kostki i ciągną do siebie, powalając go przy tym na ziemię. Szarpał się i próbował łapać czegokolwiek, choć na próżno. Bestia była za silna, mimo iż na taką nie wyglądała. Obłąkany śmiech, który brzmiał jak szczęk łańcuchów, doszedł do uszu Garetha. Przeraził się. Czuł, jak jego ciało odmawia posłuszeństwa, a tajemnicza siła ciągle go przyciąga.
Jego noga nagle opadła swobodnie na ziemię, a on znieruchomiał. Obrócił się i ujrzał rękę potwora, nadal trzymającą jego nogę. Lecz samego stwora nie było. Stał oddalony o kilkanaście metrów i siłował się z dziewczyną w skórzanej kurtce. W dłoni trzymała tajemniczy obłok czarnego dymu, upodabniający się do miecza... Strach, który odczuwał, nasilał się z każdą chwilą. Był przerażony! Czuł się, jakby ktoś robił mu w brzuchu wielką dziurę.
Dziewczyna przebiła głowę potwora, zadając jeszcze kilka innych cięć. Gareth poczuł, jak jego powieki robią się ciężkie. Nie, nie mógł teraz zemdleć. Nie wolno mu. Zjawa zniknęła, lecz przed tym zbryzgała czarną krwią kobietę.
- Alesia... - powiedział ledwo słyszalnie. Dziewczyna obróciła się w jego kierunku, po czym w jej oczach pojawił się strach i niedowierzanie. - Kto to był? Co to było? - zapytał pół przytomnie. Na jej twarzy widać było coraz to większy wyraz zdziwienia. Zaklęła, po czym szybkim krokiem podeszła do niego. Palcami namalowała w powietrzu jakieś znaki. Kiedy przecięła je dłonią, Gareth ujrzał tylko lekki błysk, po czym nastała ciemność.
***
- Znowu nic nie pamiętam! – wyjaśnił Rhys. Gareth uśmiechnął się pocieszająco do przyjaciela. Oboje byli właśnie w drodze do szkoły, do jednego z największych liceów w całym mieście. Mieszkali na przedmieściu całego Reed Valley. Nazwa była całkiem przypadkowa, ale nikt nie zaprzeczał, że niegdyś te ziemie były bogate w trzcinę cukrową*.
- Wiesz, że Carter tym razem ci nie podaruje - zaśmiał się. Rhys był jego przyjacielem od czasów sierocińca, czyli od około dziesięciu lat. Zawsze mu się zwierzał.
Tylko kilka osób, włącznie z nimi, z ponad trzydziestu, przeżyło wielki pożar, mający miejsce pięć lat temu.
- Ale ja nigdy jej nie rozumiem! Może mi tłumaczyć chemię nawet trzydzieści razy, a ja nic nie wyłapię – oświadczył ponownie Rhys, energicznie wymachując rękami. Chwycił się za głowę i westchnął w geście rezygnacji. - Ten rok zapowiada się świetnie.
- Nie dołuj się, jest dopiero czternasty września. Masz czas – powiedział Gareth. W odróżnieniu od Rhysa, starał się szukać nadziei nawet w najgorszych sytuacjach. Czasem go denerwowało, kiedy jego przyjaciel, wieczny optymista, narzeka na przedmioty szkolne.
W tym momencie kumpel spojrzał na Garetha ze zdziwieniem.
- Piętnasty – odparł. - Mamy dziś piętnasty, stary.
- Poważnie? A, znowu tracę poczucie czasu. Nawet nie pamiętam, co było wczoraj w szkole – wzruszył ramionami. Oboje weszli już za mury szkolne.
- Bo nie było cię na pierwszych trzech lekcjach – oświadczył Rhys z przenikliwą miną. Gareth spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, wymalowanym w oczach. Starał się przypomnieć wszystko, co wczoraj przeżył. Pustka.
- Nie mam pojęcia, co się wczoraj wydarzyło – powiedział na głos, bardziej do siebie, niż do kumpla. Rhys tylko wzruszył ramionami, lecz widać było, że się nad czymś zastanawia. Gareth spojrzał na niego.
- Nie myśl tyle, bo mózg przegrzejesz – zaśmiał się. Rhys, wyższy od niego o kilka centymetrów chłopak z wiecznie rozczochranymi brąz włosami, uderzył go lekko w ramię.
- Czasem trzeba wysilić trybiki. Tobie też by się przydało – przez dłuższy czas oboje zapomnieli o wcześniejszej rozmowie i całkowicie oddali się żartom. Jeden drugiego mógł obrażać bez przerwy, oni nigdy się na siebie nie złościli. Zawsze znajdowali wspólny temat. Nie minęło sporo czasu, a w całym korytarzu słychać było ich śmiechy.
Przyszli do szkoły o piętnaście minut wcześniej, dlatego też nie pozostawało im nic innego jak czekać pod salą. Na nieszczęście Rhysa, pierwszą lekcją była chemia. Chłopak w poszukiwaniu resztek nadziei, przeczesywał zeszyt. Miał dzisiaj odpowiadać, za wcześniejsze wybryki. Gareth mu współczuł. Podpaść takiej nauczycielce jak Carter to jak być jedną nogą w grobie. Kobieta była potwornie wymagająca.
Niedługo potem dołączyła do nich dobra znajoma, którą Gareth znał również z sierocińca. Niemal każdy jego przyjaciel przyszedł do tej szkoły. Vivian Bailey, bardzo popularna blondynka o niebieskich oczach i niemal promiennej cerze. Gareth zawsze się dziwił, jak od jednej osoby może bić takie światło i radość z życia. Vivian była jedną ze szczęściarzy, którzy nie mieli nic wspólnego z wielkim pożarem. Sierociniec spłonął, a z nim kilkoro dzieciaków. Vivian została adoptowana tydzień przed tą katastrofą przez miłą rodzinę Bailey. Była od nich starsza o rok.
- Słyszeliście nowiny? - zapytała podekscytowana. Rhys był zbyt pochłonięty wkuwaniem materiału na ostatnią chwilę, tak więc to Gareth zajął się rozmową z Vivian.
- Podobno przychodzi nowa uczennica! - powiedziała szybko, nie czekając na odpowiedź, którą zapewne znała. - Nie mogła pojawić się na rozpoczęciu, przez problemy rodzinne. Będzie w waszej klasie.
- Vi, wiesz przynajmniej, kto to? - Rhys oderwał się od lektury i zaczął zmierzać dziewczynę przenikliwym wzrokiem. Miało się wrażenie, że mówi on o czymś zupełnie innym, niż tylko pojawienie się nowej uczennicy. Gareth mocno się zdziwił. Rozbrzmiał dzwonek, po czym Vivian popędziła w kierunku swojej klasy. Rhys jęczał jeszcze chwilę, aż pojawiła się Carter.
Wszyscy znali się od dziesięciu lat. Mimo adopcji Vivian, ciągle utrzymywali kontakt. Przez długi czas opłakiwali śmierć tych, którzy nie mieli tyle szczęścia. Dla Garetha najbardziej bolesna była strata siostry – Alesii. Nie byli rodzeństwem, to prawda. Ale ona jako jedyna zajmowała się z nim, jak rodzina. Dlatego zaczął ją traktować jak siostrę. Tęsknił za nią. Teraz byłaby w wieku Vivian. Umarła jednak, mając trzynaście lat. W sierocińcu nie narzekali na niedostatek, ani na nudę.
Aż do pożaru.
Potem wszystko się pomieszało. Dzieci, które nie zdążyły zostać wydane do adopcji, zamieszkały wraz z opiekunką sierocińca i jej siostrą. Obecnie Gareth mieszkał w akademiku szkolnym, który opłaciła, z dobroci serca, jego dawna opiekunka. Sam zaczął niedawno szukać pracy, aby móc spłacić dług. Jednak dość opornie mu to szło...
Od pożaru, prawie codziennie nawiedzały go dziwne sny. Widział w nich dziewczyny podobne do Alesii, oraz jakiegoś klauna. Często myślał, nad wizytą u psychologa. Lecz nie miał czasu.
Po lekcji z panią Carter, która jakimś cudem zlitowała się nad biednym Rhysem dając mu tróję, do sali wszedł pan Brown. Był on zarówno nauczycielem matematyki, jak i ich wychowawcą. Cała klasa liczyła sobie nie więcej, nić dwudziestu jeden uczniów. A z nową, będzie już dwadzieścia dwa. Wyprostowany zapowiedział, że dzisiaj dołączy do nich nowa uczennica. Gareth jak zwykle zaczął się cicho śmiać, patrząc, jak Rhys pokazuje mu ruchem dłoni „wybuch” swojej głowy. Miało to nawiązanie do nauczyciela. Pan Brown był zwykle poważny i w ogóle nie żartował, natomiast nie ciężko doprowadzić go do wściekłości i nerwicy. Uczniowie wkurzali go, aby móc zobaczyć jego czerwoną twarz, na której widać wtedy lekkie plamy. Zawsze wtedy podnosił głos, wrzeszcząc na nich i najbardziej ich śmieszył cienki głosik belfra.
Biedny pan Brown.
Gareth zdążył zauważyć, że wstawili dodatkową ławkę, znajdującą się przed Rhysem. Jego kumpel natomiast siedział przed nim, w rzędzie pod oknem. Zapewne to było miejsce nowej.
W końcu, po długim monologu Browna, do sali weszła czarnowłosa, dość niska dziewczyna. Gareth spoglądał na nią zdziwiony. Wyglądała przepięknie. Wydawało się, że jej rysy twarzy są idealne, a czarne niczym noc włosy lśnią blaskiem miliona gwiazd. Ubrana w idealnie pasującą czarną koszulkę z nadrukiem uśmiechniętej buźki i jeansy. Przez ramię miała przewieszoną torbę. Ale nie to przykuło jego uwagę. Jej włosy, głęboko podchodzące pod czarny kolor, przecinało białe pasemko.
Jak w tym śnie!
Brown nakazał jej, aby się przedstawiła. Gereth słuchał jej uważnie.
- Alice Phantomhive. - oświadczyła krótko, dźwięcznym, a zarazem twardym głosem.
- Dobrze, panienko. Witamy. Mam również nadzieję, że do jutra to zniknie – powiedział z pogardą, chwytając w rękę pukiel jej białych włosów. Dziewczyna uśmiechnęła się cynicznie.
- Ależ oczywiście.
Rozejrzała się po sali. Kiedy wypatrzyła w tłumie uczniów Rhysa, ten wydawał się niewzruszony. Gareth spostrzegł, że jego przyjaciel był spięty. Uważnie patrzył na nową, jakby wyłapywał jakiś niepokojący szczegół.
- Ej, bo się zakochasz – szepnął Gareth, odciągając uwagę kumpla od czarnowłosej piękności. Ten roześmiał się, co sprawiło, że Brown popatrzył na nich srogo, a na jego czole zadrgała żyła. Po niedługim czasie zabrzmiał dzwonek, przez co połowa klasy rzuciła się do Alice, zasypując ją pytaniami.
- Skąd pochodzisz?
- Umówisz się ze mną?
Gareth tylko westchnął, po czym podszedł do nowej uczennicy. Cudem wyłapał szparę w tłumie osób, które ją otaczały.
- Cześć! - powiedział, machając jej ręką na powitanie. Spojrzała na niego, co go zamurowało. Jej spojrzenie mogłoby zabić, a głęboki brąz oczu wydawał się chłodny.
Oczy Alesii były błękitne...
Potrząsnął głową, wypędzając wspomnienia. Alesia umarła. Nie miał co liczyć na to, że może jeszcze jego ukochana siostra żyje. Rhys wyciągnął go z tłumu i poprowadził na korytarz, na którym czekała już Vivian.
- I co? Kto to? Jak się nazywa? - od razu z jej nigdy nie zamykających się ust wydobyły się pytania, na temat nowej uczennicy.
- Alice – odparł Rhys szybko. - Nazywa się Alice.
Mina Vi spochmurniała. Na dźwięk tego imienia spięła ramiona i przełknęła ślinę.
- Znasz ją? - zapytał Gareth. Vivian spojrzała na niego z bladym uśmiechem.
Nagle coś rzuciło cień na chodnik. Gareth mimo woli spojrzał w górę. Zmrużył oczy. Mimo, iż słońce było ukryte za chmurami, jego promienie mocno dawały o sobie znać, rozświetlając niebo. Postać kobiety stała na murku. Nie widział dokładnie jej twarzy, jednak falujące czarne włosy dziewczyny zwróciły jego uwagę. Miała na sobie skórzaną kurtkę oraz jeansy.
Zeskoczyła z murku z kocią zwinnością. Przyjrzał się jej uważnie, lecz nie miał na to zbyt wiele czasu. Kobieta niczym strzała pognała w zaciemniony zaułek po drugiej stronie ulicy. Jedyne, co zdążył zauważyć, to jej czarne włosy, które były podkreślane przez białe pasemko. Od razu skojarzył sobie fakty.
- Alesia?! - krzyknął za nią, lecz dziewczyna była już zdecydowanie za daleko, żeby cokolwiek usłyszeć. Bez wahania ruszył za nią. Chęć ponownego zobaczenia siostry była ogromna. Zignorował fakt, że prawdopodobnie jest już spóźniony na zajęcia. Wbiegł do zaułka i to, co zobaczył, przekraczało wszelkie normy ludzkiego wyobrażania.
Mężczyzna. Chyba. Jego skóra była blada, jak u trupa. A oczy... coś w nich było. Czerń spleciona z odcieniami błękitu. Wszystkie te kolory się przenikały, jakby walczyły o dominację. Nagle ręce i nogi mężczyzny gwałtownie się wydłużyły, a głowa wyglądała, jak przywiązana do reszty ciała wątła kula. Język równie długi, a uśmiech przerażający. Obłęd w oczach był aż nadto widoczny.
Cholera, pomyślał Gareth. Przełknął głośno ślinę, lecz to „coś” chyba wyczuło jego strach. Zaczął uciekać, lecz po chwili poczuł, jak kościste palce owijają się wokół jego kostki i ciągną do siebie, powalając go przy tym na ziemię. Szarpał się i próbował łapać czegokolwiek, choć na próżno. Bestia była za silna, mimo iż na taką nie wyglądała. Obłąkany śmiech, który brzmiał jak szczęk łańcuchów, doszedł do uszu Garetha. Przeraził się. Czuł, jak jego ciało odmawia posłuszeństwa, a tajemnicza siła ciągle go przyciąga.
Jego noga nagle opadła swobodnie na ziemię, a on znieruchomiał. Obrócił się i ujrzał rękę potwora, nadal trzymającą jego nogę. Lecz samego stwora nie było. Stał oddalony o kilkanaście metrów i siłował się z dziewczyną w skórzanej kurtce. W dłoni trzymała tajemniczy obłok czarnego dymu, upodabniający się do miecza... Strach, który odczuwał, nasilał się z każdą chwilą. Był przerażony! Czuł się, jakby ktoś robił mu w brzuchu wielką dziurę.
Dziewczyna przebiła głowę potwora, zadając jeszcze kilka innych cięć. Gareth poczuł, jak jego powieki robią się ciężkie. Nie, nie mógł teraz zemdleć. Nie wolno mu. Zjawa zniknęła, lecz przed tym zbryzgała czarną krwią kobietę.
- Alesia... - powiedział ledwo słyszalnie. Dziewczyna obróciła się w jego kierunku, po czym w jej oczach pojawił się strach i niedowierzanie. - Kto to był? Co to było? - zapytał pół przytomnie. Na jej twarzy widać było coraz to większy wyraz zdziwienia. Zaklęła, po czym szybkim krokiem podeszła do niego. Palcami namalowała w powietrzu jakieś znaki. Kiedy przecięła je dłonią, Gareth ujrzał tylko lekki błysk, po czym nastała ciemność.
***
- Znowu nic nie pamiętam! – wyjaśnił Rhys. Gareth uśmiechnął się pocieszająco do przyjaciela. Oboje byli właśnie w drodze do szkoły, do jednego z największych liceów w całym mieście. Mieszkali na przedmieściu całego Reed Valley. Nazwa była całkiem przypadkowa, ale nikt nie zaprzeczał, że niegdyś te ziemie były bogate w trzcinę cukrową*.
- Wiesz, że Carter tym razem ci nie podaruje - zaśmiał się. Rhys był jego przyjacielem od czasów sierocińca, czyli od około dziesięciu lat. Zawsze mu się zwierzał.
Tylko kilka osób, włącznie z nimi, z ponad trzydziestu, przeżyło wielki pożar, mający miejsce pięć lat temu.
- Ale ja nigdy jej nie rozumiem! Może mi tłumaczyć chemię nawet trzydzieści razy, a ja nic nie wyłapię – oświadczył ponownie Rhys, energicznie wymachując rękami. Chwycił się za głowę i westchnął w geście rezygnacji. - Ten rok zapowiada się świetnie.
- Nie dołuj się, jest dopiero czternasty września. Masz czas – powiedział Gareth. W odróżnieniu od Rhysa, starał się szukać nadziei nawet w najgorszych sytuacjach. Czasem go denerwowało, kiedy jego przyjaciel, wieczny optymista, narzeka na przedmioty szkolne.
W tym momencie kumpel spojrzał na Garetha ze zdziwieniem.
- Piętnasty – odparł. - Mamy dziś piętnasty, stary.
- Poważnie? A, znowu tracę poczucie czasu. Nawet nie pamiętam, co było wczoraj w szkole – wzruszył ramionami. Oboje weszli już za mury szkolne.
- Bo nie było cię na pierwszych trzech lekcjach – oświadczył Rhys z przenikliwą miną. Gareth spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, wymalowanym w oczach. Starał się przypomnieć wszystko, co wczoraj przeżył. Pustka.
- Nie mam pojęcia, co się wczoraj wydarzyło – powiedział na głos, bardziej do siebie, niż do kumpla. Rhys tylko wzruszył ramionami, lecz widać było, że się nad czymś zastanawia. Gareth spojrzał na niego.
- Nie myśl tyle, bo mózg przegrzejesz – zaśmiał się. Rhys, wyższy od niego o kilka centymetrów chłopak z wiecznie rozczochranymi brąz włosami, uderzył go lekko w ramię.
- Czasem trzeba wysilić trybiki. Tobie też by się przydało – przez dłuższy czas oboje zapomnieli o wcześniejszej rozmowie i całkowicie oddali się żartom. Jeden drugiego mógł obrażać bez przerwy, oni nigdy się na siebie nie złościli. Zawsze znajdowali wspólny temat. Nie minęło sporo czasu, a w całym korytarzu słychać było ich śmiechy.
Przyszli do szkoły o piętnaście minut wcześniej, dlatego też nie pozostawało im nic innego jak czekać pod salą. Na nieszczęście Rhysa, pierwszą lekcją była chemia. Chłopak w poszukiwaniu resztek nadziei, przeczesywał zeszyt. Miał dzisiaj odpowiadać, za wcześniejsze wybryki. Gareth mu współczuł. Podpaść takiej nauczycielce jak Carter to jak być jedną nogą w grobie. Kobieta była potwornie wymagająca.
Niedługo potem dołączyła do nich dobra znajoma, którą Gareth znał również z sierocińca. Niemal każdy jego przyjaciel przyszedł do tej szkoły. Vivian Bailey, bardzo popularna blondynka o niebieskich oczach i niemal promiennej cerze. Gareth zawsze się dziwił, jak od jednej osoby może bić takie światło i radość z życia. Vivian była jedną ze szczęściarzy, którzy nie mieli nic wspólnego z wielkim pożarem. Sierociniec spłonął, a z nim kilkoro dzieciaków. Vivian została adoptowana tydzień przed tą katastrofą przez miłą rodzinę Bailey. Była od nich starsza o rok.
- Słyszeliście nowiny? - zapytała podekscytowana. Rhys był zbyt pochłonięty wkuwaniem materiału na ostatnią chwilę, tak więc to Gareth zajął się rozmową z Vivian.
- Podobno przychodzi nowa uczennica! - powiedziała szybko, nie czekając na odpowiedź, którą zapewne znała. - Nie mogła pojawić się na rozpoczęciu, przez problemy rodzinne. Będzie w waszej klasie.
- Vi, wiesz przynajmniej, kto to? - Rhys oderwał się od lektury i zaczął zmierzać dziewczynę przenikliwym wzrokiem. Miało się wrażenie, że mówi on o czymś zupełnie innym, niż tylko pojawienie się nowej uczennicy. Gareth mocno się zdziwił. Rozbrzmiał dzwonek, po czym Vivian popędziła w kierunku swojej klasy. Rhys jęczał jeszcze chwilę, aż pojawiła się Carter.
Wszyscy znali się od dziesięciu lat. Mimo adopcji Vivian, ciągle utrzymywali kontakt. Przez długi czas opłakiwali śmierć tych, którzy nie mieli tyle szczęścia. Dla Garetha najbardziej bolesna była strata siostry – Alesii. Nie byli rodzeństwem, to prawda. Ale ona jako jedyna zajmowała się z nim, jak rodzina. Dlatego zaczął ją traktować jak siostrę. Tęsknił za nią. Teraz byłaby w wieku Vivian. Umarła jednak, mając trzynaście lat. W sierocińcu nie narzekali na niedostatek, ani na nudę.
Aż do pożaru.
Potem wszystko się pomieszało. Dzieci, które nie zdążyły zostać wydane do adopcji, zamieszkały wraz z opiekunką sierocińca i jej siostrą. Obecnie Gareth mieszkał w akademiku szkolnym, który opłaciła, z dobroci serca, jego dawna opiekunka. Sam zaczął niedawno szukać pracy, aby móc spłacić dług. Jednak dość opornie mu to szło...
Od pożaru, prawie codziennie nawiedzały go dziwne sny. Widział w nich dziewczyny podobne do Alesii, oraz jakiegoś klauna. Często myślał, nad wizytą u psychologa. Lecz nie miał czasu.
Po lekcji z panią Carter, która jakimś cudem zlitowała się nad biednym Rhysem dając mu tróję, do sali wszedł pan Brown. Był on zarówno nauczycielem matematyki, jak i ich wychowawcą. Cała klasa liczyła sobie nie więcej, nić dwudziestu jeden uczniów. A z nową, będzie już dwadzieścia dwa. Wyprostowany zapowiedział, że dzisiaj dołączy do nich nowa uczennica. Gareth jak zwykle zaczął się cicho śmiać, patrząc, jak Rhys pokazuje mu ruchem dłoni „wybuch” swojej głowy. Miało to nawiązanie do nauczyciela. Pan Brown był zwykle poważny i w ogóle nie żartował, natomiast nie ciężko doprowadzić go do wściekłości i nerwicy. Uczniowie wkurzali go, aby móc zobaczyć jego czerwoną twarz, na której widać wtedy lekkie plamy. Zawsze wtedy podnosił głos, wrzeszcząc na nich i najbardziej ich śmieszył cienki głosik belfra.
Biedny pan Brown.
Gareth zdążył zauważyć, że wstawili dodatkową ławkę, znajdującą się przed Rhysem. Jego kumpel natomiast siedział przed nim, w rzędzie pod oknem. Zapewne to było miejsce nowej.
W końcu, po długim monologu Browna, do sali weszła czarnowłosa, dość niska dziewczyna. Gareth spoglądał na nią zdziwiony. Wyglądała przepięknie. Wydawało się, że jej rysy twarzy są idealne, a czarne niczym noc włosy lśnią blaskiem miliona gwiazd. Ubrana w idealnie pasującą czarną koszulkę z nadrukiem uśmiechniętej buźki i jeansy. Przez ramię miała przewieszoną torbę. Ale nie to przykuło jego uwagę. Jej włosy, głęboko podchodzące pod czarny kolor, przecinało białe pasemko.
Jak w tym śnie!
Brown nakazał jej, aby się przedstawiła. Gereth słuchał jej uważnie.
- Alice Phantomhive. - oświadczyła krótko, dźwięcznym, a zarazem twardym głosem.
- Dobrze, panienko. Witamy. Mam również nadzieję, że do jutra to zniknie – powiedział z pogardą, chwytając w rękę pukiel jej białych włosów. Dziewczyna uśmiechnęła się cynicznie.
- Ależ oczywiście.
Rozejrzała się po sali. Kiedy wypatrzyła w tłumie uczniów Rhysa, ten wydawał się niewzruszony. Gareth spostrzegł, że jego przyjaciel był spięty. Uważnie patrzył na nową, jakby wyłapywał jakiś niepokojący szczegół.
- Ej, bo się zakochasz – szepnął Gareth, odciągając uwagę kumpla od czarnowłosej piękności. Ten roześmiał się, co sprawiło, że Brown popatrzył na nich srogo, a na jego czole zadrgała żyła. Po niedługim czasie zabrzmiał dzwonek, przez co połowa klasy rzuciła się do Alice, zasypując ją pytaniami.
- Skąd pochodzisz?
- Umówisz się ze mną?
Gareth tylko westchnął, po czym podszedł do nowej uczennicy. Cudem wyłapał szparę w tłumie osób, które ją otaczały.
- Cześć! - powiedział, machając jej ręką na powitanie. Spojrzała na niego, co go zamurowało. Jej spojrzenie mogłoby zabić, a głęboki brąz oczu wydawał się chłodny.
Oczy Alesii były błękitne...
Potrząsnął głową, wypędzając wspomnienia. Alesia umarła. Nie miał co liczyć na to, że może jeszcze jego ukochana siostra żyje. Rhys wyciągnął go z tłumu i poprowadził na korytarz, na którym czekała już Vivian.
- I co? Kto to? Jak się nazywa? - od razu z jej nigdy nie zamykających się ust wydobyły się pytania, na temat nowej uczennicy.
- Alice – odparł Rhys szybko. - Nazywa się Alice.
Mina Vi spochmurniała. Na dźwięk tego imienia spięła ramiona i przełknęła ślinę.
- Znasz ją? - zapytał Gareth. Vivian spojrzała na niego z bladym uśmiechem.
-
Nie... - rzekła z wahaniem. Popatrzyła niepewnie na Rhysa, który
był niewzruszony całą tą sytuacją. Czasami wydawało mu się, że
jego kolega i Vi porozumiewając się jakimś szyfrem. Nie wnikał
jednak, gdyż sam miał z brunetem kilka tajemnic. Na przykład tylko
Gareth wiedział, że Rhys podkochuje się w Mary Amason z pierwszej
klasy. Kompletnie nie umiał się z tym kryć, każda rozmowa na
temat dziewczyny sprawiała, że był cały w skowronkach.
Po zakończeniu długiego dnia w szkole, Gareth skierował się w stronę akademika. Rhys musiał zostać w na dodatkowych zajęciach, a Vivian skończyła godzinę przed nim, dlatego też wracał sam. Niedługo potem usłyszał, jak ktoś stawia ciężkie kroki, tuż za nim. Co gorsze, te kroki były coraz bliżej. Przyspieszył. W głowie odbijały mu się obrazy dzisiejszego snu. Tajemniczy mężczyzna, kobieta zeskakująca z murku oraz ten strach. Bojaźń, którą odczuwał teraz, była taka sama. To go przerażało. Poczuł, jak jego serce bije nienaturalnie szybko, a z twarzy znikają kolory.
Ktoś chwycił go za rękę. Odwrócił się przestraszony, lecz ku swojemu szczęściu ujrzał tylko Alice. Alice?!
- Wracasz tędy? - wypalił niepewnie. Przez uczucie ulgi ignorował ponury wzrok dziewczyny.
- Nie – odpowiedziała spokojnie, lecz wyczuł w jej głosie nutę grozy. - Szukałam cię.
- Mnie? - zapytał z głupkowatym wyrazem twarzy.
- Nie, świętego mikołaja – przewróciła oczami. - Chodź. - chwyciła go za rękę, po czym zaczęła ciągnąć w kierunku jednego z zaułków. Gareth oprzytomniał i wyswobodził się szybko z jej uścisku. Panicznie się wystraszył. Pamiętał swój sen, w którym został zaatakowany przez nienaturalnej wielkości człowieka o długich kończynach.
- Najpierw mi powiedz, gdzie – powiedział powoli, akcentując każdy wyraz.
- Gareth Cross, o ile się nie mylę – zignorowała go kompletnie. - Idziesz ze mną.
Nie dała mu zaprotestować, machając rękami w powietrzu. Rysowała coś. Po dłuższej chwili, Gareth stracił przytomność.
*Reed – (ang.) trzcina
…..............................................................
Cześć! Jestem i ja z pierwszym rozdziałem :D Mam nadzieję, że się spodobał... boję się, że trochę mało określiłam charakter Garetha, ale to dopiero pierwszy rozdział. Jak coś, to piszcie, ewentualnie potem edytuję :) Za niedługo pojawi się zakładka "bohaterowie".
Pozdrawiam!
Po zakończeniu długiego dnia w szkole, Gareth skierował się w stronę akademika. Rhys musiał zostać w na dodatkowych zajęciach, a Vivian skończyła godzinę przed nim, dlatego też wracał sam. Niedługo potem usłyszał, jak ktoś stawia ciężkie kroki, tuż za nim. Co gorsze, te kroki były coraz bliżej. Przyspieszył. W głowie odbijały mu się obrazy dzisiejszego snu. Tajemniczy mężczyzna, kobieta zeskakująca z murku oraz ten strach. Bojaźń, którą odczuwał teraz, była taka sama. To go przerażało. Poczuł, jak jego serce bije nienaturalnie szybko, a z twarzy znikają kolory.
Ktoś chwycił go za rękę. Odwrócił się przestraszony, lecz ku swojemu szczęściu ujrzał tylko Alice. Alice?!
- Wracasz tędy? - wypalił niepewnie. Przez uczucie ulgi ignorował ponury wzrok dziewczyny.
- Nie – odpowiedziała spokojnie, lecz wyczuł w jej głosie nutę grozy. - Szukałam cię.
- Mnie? - zapytał z głupkowatym wyrazem twarzy.
- Nie, świętego mikołaja – przewróciła oczami. - Chodź. - chwyciła go za rękę, po czym zaczęła ciągnąć w kierunku jednego z zaułków. Gareth oprzytomniał i wyswobodził się szybko z jej uścisku. Panicznie się wystraszył. Pamiętał swój sen, w którym został zaatakowany przez nienaturalnej wielkości człowieka o długich kończynach.
- Najpierw mi powiedz, gdzie – powiedział powoli, akcentując każdy wyraz.
- Gareth Cross, o ile się nie mylę – zignorowała go kompletnie. - Idziesz ze mną.
Nie dała mu zaprotestować, machając rękami w powietrzu. Rysowała coś. Po dłuższej chwili, Gareth stracił przytomność.
*Reed – (ang.) trzcina
…..............................................................
Cześć! Jestem i ja z pierwszym rozdziałem :D Mam nadzieję, że się spodobał... boję się, że trochę mało określiłam charakter Garetha, ale to dopiero pierwszy rozdział. Jak coś, to piszcie, ewentualnie potem edytuję :) Za niedługo pojawi się zakładka "bohaterowie".
Pozdrawiam!
Hejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńTak sądziłam, że pojawienie się Alice będzie miało coś na rzeczy, ale nie spodziewałam się, że będzie to dziewczyna ze snów Gareth'a. Zaskoczyłaś mnie. Jak zawsze zresztą xD
Tylko co Alice od niego chce? Może ma to coś wspólnego ze śmiercią jego siostry, skoro wtedy zaczęły mu się śnić te sny?
Przepraszam bardzo, że krótko :)
Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
Maggie
Dziewczyna jak ze snów xD Uwielbiam zaskakiwać :D
UsuńMoże to ma coś wspólnego ze śmiercią Alesii, może nie... nie wiem... znaczy się, ja wiem, tylko kocham trzymać w napięciu, bo... Patrz drugie zdanie :P
Dziękuję za komentarz :*
Fajne naprawde super !!! Czekam na nexta ❤Jula
OdpowiedzUsuńPS. Ja przeważnie pisze krótkie kom ;)
Dziękuję bardzo ;*
UsuńKochana, ja dzisiaj krótko. W zasadzie przyszłam tylko powiadomić, że przeczytałam rozdział. Mam masę nauki, egzamin się zbliża i nie bardzo mam teraz czas na sensowny komentarz. A z drugiej strony nie chcę robić sobie zbyt dużych zaległości... Tak, więc wiedz, że jestem, a przy następnym rozdziale postaram się bardziej! ;*
OdpowiedzUsuńAle, żeby nie zostawiać Cię kompletnie bez mojej opinii, powiem, że ten rozdział ogromnie mi się podobał! Zawiera masę tajemnic i to niesamowicie zachęca mnie do dalszego czytania. Ciekawa jestem czy ta cała Alice ma jakiś związek z siostrą Garetha i czy ten sen to przypadek czy nie. Wątpię, że pojawił się znikąd, więc zapewne ma jakieś przesłanie. Tylko jakie? Czekam na kolejny! ;*
Pozdrawiam! ;*
Moja droga, nie przejmuj się - mnie również szkoła wali się na głowę, więc w stu procentach rozumiem :)
UsuńTajemnice to moja specjalność? Chyba tak to mogę nazwać xD Czy Alice ma pewien związek z siostrą Garetha? Znając mnie, pewnie tak... albo i nie... może...
Ten "sen" powinien się wyjaśnić w drugim rozdziale :) Pozdrawiam!
Hej Kochanie, przepraszam za spóźnienie, ale ostatnio mam dużo na głowie i nie ogarniam wszystkiego.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, już wkleiłam twojego bloga do siebie do polecanych, zaraz go zaklikam na obserwacje :)
Rozdział, jak dla mnie, troszkę za krótki, ale słyszałam że nie masz czasu, więc wybaczam :) Bardzo polubiłam Garetha - przepraszam jak źle napisałam imię xD - Jeszcze nie za dużo o nim wiadomo, nie za bardzo go poznaliśmy, ale już mi się podoba i czuję że to jego pokocham całym serduszkiem u Ciebie i będę męczyć o więcej! Tak więc, już zaczynam, zamawiam go hah xD
Co do reszty, bardzo mi się podoba ta tajemniczość w tym rozdziale. Aż z większą chęcią czekam na kolejny i wyjaśnienia!
Tak więc, do napisania, do przeczytania, życzę weny i czekam na rozdział <3
Czas ucieka, ale nie bój się - to nie cały pierwszy rozdział! Będzie jeszcze druga część, bo tak zamierzam dzielić to opowiadanie. /
UsuńDobrze napisałaś jego imię xD Ale nie dziwię się, na początku pisałam jego imię jak Gerath (Geralt z Rivii?! O_o)
No to mamy pierwszą fankę Garetha :D Jak fajnie.
Tajemniczości nie dość, ale większość wyjaśni się w kolejnym rozdziale...
Pozdrawiam!
Yhhh... Jak ja nienawidzę szkoły... to taki oklepany motyw który pojawia się (niestety) w co trzecim opowiadaniu, a, nie pytaj mnie dlaczego, jest dla mnie strasznie irytujące. W każdym razie, nie będę więcej na ten temat narzekać, po prostu sygnalizuję.
OdpowiedzUsuńJuż w pierwszym fragmencie zaczełaś od "szedł". Kto szedł? Duch święty? Wiadomo imię Gretha pojawia się zaraz na początku, ale warto byłoby zaznajomić czytelników od razu z kim mają do czynienia. Wiem, że uwielbiasz takie zdania, ale trzeba nad tym pracować.
Przeczytaj też tekst ponownie, warto położyć go na 3-4 dni przed publikacją tak jakby w szufladzie i dopiero wtedy zająć się jego ponowną lekturą. Dzięki temu wyłapiesz powtórzenia, które zdarzyły się już tutaj.
(Czy tylko ja spadam z krzesła jak tylko wchodze na jakiegoś bloga, a tam nagle moje głośniki wala mi muzyką? No nieważne.)
Gareth miewa naprawdę dziwaczne sny, chodzi sobie atakują go potwory. W sumie to nawet mu współczuję i jestem w stanie odnaleźć przyczynę takich sytuacji. Jakby nie brać sam pożar i utrata siostry (choć tak nie do końca siostry) odcisnęła na nim ogromne piętno. Dobrze, że bohater wraca do formy.
Nie wiem tylko co ma piernik do wiatraka. W sensie czemu Alice łudząco przypomina Garethowi jego siostrę i czemu pojawia się w jego snach jako łowczyni demonów?
Poza tym zupełnie nie rozumiem zachowania Rhysa, a już w szczególności Vivian. Kumpela bohaterów nawet nie poznała nazwiska nowej dziewczyny (tak teoretycznie, ile może byc na świecie osób, które mają na imię Alice?) a już oboje dostali jakiejś sraczki, tylko dlatego że się pojawiła. Niby mają powody do obaw - w końcu Greth został jak mniemam porwany - ale żeby od razu taka panika i sektety? Coś mi tu śmierdzi na kilometr i możesz mi wierzyć, lub nie, ale dowiem się, co tutaj się wyprawia. :)
Życzę morza weny i pozdrawiam :*
Szkoła to niestety nie najlepszy temat, ale cóż... opowiadanie ma pieć lat? Usprawiedliwiam się tym na każdym kroku, wiem xD
UsuńPrzeczytałam tekst jeszcze dwa razy, poprawiłam ewentualne błędy i za muzykę wybacz, wcisnęło mi się auto-odtwarzanie. Ścieżka dźwiękowa jest dla chętnych, którzy mają ochotę posłuchać, czytając to opowiadanie.
Dziwne sny... bardzo... nie chcę bardziej mieszać, bo pewnie zaraz coś zaspoileruję... a tego nie chcę!
Jak już wspomniałam wyżej - wszystko powinno się wyjaśnić w kolejnych rozdziałach. Czemu Alice porwała Garetha, dlaczego Rhys i Vivian tak zareagowali na to imię itd, itp...
Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam :*
Cześć :)
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twój blog w katalogu i choć zwykle czytam tylko fanficki o Huncwotach, z ciekawością zajrzałam i tu. No bo czemu nie?
Przeczytałam prolog. Niesamowicie wciągający.
Potem przeczytałam rozdział pierwszy. Miałam mieszane uczucia, bo zwykle osoby, które decydują się na pisanie czegoś własnego, szybko tracą zapał i przerywają po zaledwie paru rozdziałach. Twój debiut był na tyle ciekawy, że mam wielką nadzieję, że tego nie zrobisz :) Nie wyłapuję jeszcze stylu, w jakim tworzone jest opowiadanie, widzę jedynie, że pomysł jest ciekawy, a wykonanie staranne. Uważam też, że to bardzo ciekawe, że głównym bohaterem historii jest chłopak, a Ty jesteś przeciwnej płci. Zwróciłam na to uwagę, bo zwykle kobietom ciężko jest się wczuć w sytuację mężczyzny i przedstawić ją odpowiednio, a Tobie udało się to tak naturalnie, że chyba jest to Twoim głównym atutem :)
Podsumowując, jeszcze nie za bardzo wiem o co chodzi, ale zdecydowanie chcę wiedzieć więcej!
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Hej :D Znam wiele osób, które piszą własne dzieła, nie wzorując się na innych historiach i naprawdę wiele takich ludzi ma ciekawe pomysły. Ja z resztą nie umiałabym chyba pisać dalszych losów bohaterów, którzy byli tworem wyobraźni innej osoby :)
UsuńCóż, kobieta i facet odczuwają emocje raczej tak samo (smutek, szczęście, radość itd.) tak więc nie jest ciężko opisać sytuację Garetha :D Dziękuję za miłe słowa :*
Dziękuję za cały komentarz, pozdrawiam ;D
Niezupełnie, często da się wyczuć płeć autora, a nie powinno tak być. Bohaterowie mimowolnie nabierają cech, które nie wyglądają zbyt naturalnie. Dlatego wciąż podziwiam Rowling - jej Harry nie był dziewczynką w ciele chłopca, a podobnie, jak sądzę, jest z Twoim Garethem ;)
UsuńOjej, dziękuję :D To miłe, że tak uważasz :)
UsuńPodoba mi się ;D
OdpowiedzUsuńW takim razie bardzo się cieszę :)
UsuńPóki co jeszcze nie bardzo wiadomo o co chodzi, ale pojawia się postać Alice, która głównemu bohaterowi niezwykle przypomina jego przyszywaną siostrę, która rzekomo zginęła w pożarze. Nie wiem, czy się mylę sądząc, że to jednak ona? Tym bardziej po początku, który swoja drogą wyszedł Ci naprawdę świetnie! No i to nie mógł być sen, skoro Gerath nie pamięta poprzedniego poranka. Nie wiem, co ty tam knujesz, ale zapowiada się naprawdę ciekawie!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak krótko, ale mam sporo blogów do nadrobienia. Obiecuję, że następny skomentuję szybciej i nie będziesz musiała tak długo na mnie czekać :*
nie zauważyłam, że jest już pierwszy rozdział, myślałam, ze tylko prolog. Kurczę, teraz nie zdążę przeczytać, muszę się do pracy zbierać, ale wieczorem z chęcią tu wrócę :)
OdpowiedzUsuńhttp://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
O kurczę! Albo mi się wydaje, albo to opowiadanie fantasy?
UsuńKurczę przynajmniej Alice wygląda mi na jakieś nadprzyrodzone stworzenie! No i te sny Geratha, to że kompletnie traci poczucie czasu i świadomość tego co dzieje się dookoła. Przyznam, ze zaciekawiłąś mnie postacia nowej uczennicy, która wcześniej pojawiła się w jego snie! O co w tym wszystkim chodzi do jasnej anielki!
Polubiłam Rhysa, być może przez to, ze oboje mamy ten sam problem : chemia! Na szczęście ja już od dobrych kilku lat nie mam z nią styczności, ale to faktycznie koszmarne wspomnienia :/
Poza tym zachowanie Vicky (nie wiem czy dobrze zapamiętałam imię) kiedy dowiedziała się kim jest nowa było dziwne, czy ona ją zna?
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
no teraz już jestem na bieżąco i czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam i mam nadzieję, ze do zobaczenia :)
Witaj! Zawitałaś na moim blogu "Strażnicy Potępionych". Nie miałam za bardzo czasu przez początek roku szkolnego, żeby zajrzeć do ciebie, ale teraz jakoś znalazłam chwilę. No powiem Ci, że jeszcze takiego bloga nie czytałam. Historia wydaje się dość ciekawa i niejasna :P Zaciekawiła mnie ta nowa Alice. Może jest szansa, że to Alesia, albo chociaż jest z nią spokrewniona (te snucie domysłów xD). Najbardziej dziwi mnie zachowanie Vivian i Rhysa. Oni na bank muszą ją znać i coś przeczuwam, że z niezbyt miłej strony. Wyjaśnienie jest proste: ktoś z nich jest dobry, a ktoś zły :P Przyjaciele mogą go oszukiwać i być fałszywi bądź lojalni (tu bym się zastanowiła). Zna ich od dawna, ale sama nie wiem :P Trzeba lepiej poznać Alice, żeby domyślać się czegoś więcej xD Już tyle teorii można wymyślić po tym jednym rozdziale :) Nie mogę się doczekać następnego ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lex May
Hej :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać i tak sobie myślę, że ciężko mi stwierdzić, czy mi się podoba, bądź nie, bo naprawdę krótkoo... Zasadniczo opowiadanie naprawdę ma potencjał i zobaczymy, czy dalej go wykorzystasz. Ogólnie mam niesamowitą słabość do motywów zagubionego/straconego rodzeństwa, więc mnie kupiłaś, tym bardziej, że tutaj to nie jest wyłącznie element motywacji bohatera, a coś, co być może, może odzyskać :)
Czekam na więcej i dłużej, zobaczymy, gdzie Alice zaciągnęła Garetha.
Zaciekawiłaś mnie, i to bardzo. Chyba się nie zdziwisz, gdy napiszę, że chcę jak najszybciej rozdział 2? :D I coś czuję, że polubię bohaterów, szczególnie Garetha :) Pozdrawiam! /Claudie
OdpowiedzUsuńJuż na wstępie mówię, że zdobyłaś moje serce za ten gif z Moną – to moja ulubiona postać z PLL. :3
OdpowiedzUsuńTa czarnowłosa panna naprawdę lubi doprowadzać Gartha do nieprzytomności. Kurde, jak to zabrzmiało. :') Czy się mylę, że ten sen wcale nie był snem, a to zdarzyło się poprzedniego ranka, którego Gareth zapomniał? Mam też takie przypuszczenia, że Alice to naprawdę Alesia, która jakimś cudem uratowała się z pożaru. Albo siostra bliźniaczka. (Taaa, zapewne potem okaże się zupełnie inną dziewczyną, ale lubię czasami sobie pogdybać). Rhys i Vivian straszliwie mnie denerwują. Mam wrażenie, że to takie postacie od czapy, które wrzuciłaś, bo wrzuciłaś. Brak mi dla nich konkretnego miejsca w opowiadaniu. Wybacz, staram się być szczera, przez co potem wychodzę na złośliwca. *.*
Mam nadzieję, że cię za bardzo nie uraziłam.
Będę czekać na następny rozdział nienasycona ;) Ciekawe co ta Alice ma zamiar zrobić z Garethem?
Życzę tsunami weny i pozdrawiam, Alessa :*
PS Zapraszam też do siebie: we-die-through-the-whole-life.blogspot.com
Witam witam :* Stęskniłam się za Tobą ^^ W ogóle dawno mnie u Ciebie nie było. Wybacz :c
OdpowiedzUsuńW ogóle słyszę bardzo fajną muzykę w tle :D Taka ,,po mojemu" xd
Osobiście mnie kojarzy się to z Dary anioła, których nie czytałam a oglądałam. Oni też tam chyba mięli jakieś runy czy coś takiego xd Zdecydowanie wolę czytać o tym niż to oglądać.Ciekawe wspomnienie! Wygląda na to, że siostra chłopaka raczej nie miała pojęcia o tym, że on też widzi takie stwory!
A niech to! To jakaś ukryta siostra? W sumie to wyszło, że to nie była jego siostra xd boshe jestem bez uczuć ;-; nie wzruszył mnie spalony sierociniec ;-;
Ciekawe co tam kombinują! :D
O matko! Na początek, zazdroszczę wspaniałego i oryginalnego pomysłu na opowiadanie. Zawsze podobał mi się ten klimat związany z sierocincami i mimo że akcja się tam nie dzieje, to jednak wydarzenia z przeszłości mają na nią duży wpływ, przez co i klimat jest taki tajemniczy. Uwielbiam! :3 Chciałam cię też pochwalić za świetny dobór imion. Podoba mi się każde z nich, zwłaszcza Vivienne. No i ta Alice... chodząca tajemnica. Jestem ogromnie ciekawa, co się dalej wydarzy ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
pisujesobie.blogspot.com
Sen, który się ziścił. No proszę. A moja bohaterka mówi by uważać, czego się pragnie bo może się spełnić, w tym przypadku należałoby jeszcze dodać - uważaj o czym śnisz, bo to także może się ziścić.
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna czy napisałam to w poprzednim komentarzu, ale niemal od początku jak była wzmianka o siostrze, która siostrą nie była biologiczną, to wydawało mi się iż dzieciaki mogą pochodzić z sierocińca. Pytanie tylko dlaczego niektórzy spłonęli, a inni ocaleli? Czyżby teraz przeznaczenie usiłowało ich doścignąć, czy wręcz przeciwnie - stali się jakimiś wybrańcami? Fascynujące też było pojawienie się nowej osoby, choć przyznaje, że trochę szybko toczy się akcja i nie dałaś poznać głównego bohatera, a już go chcesz podtopić, rzucając na głęboką wodę.
Od razu dodam taką krótką informację, że zazwyczaj czytam opowiadania swoich czytelników, gdyż po prostu ostatnio mam bardzo ograniczony czas i nie starcza mi czasu by czytać wszystko co mi się spodoba, wiec spośród tego co mi się spodoba, zaglądam przede wszystkim na te opowiadania, których autorzy wpadają także do mnie:
http://takamilosc.blogspot.com/p/moje-blogi.html
Witaj
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam prolog, przeczytałam pierwszy rozdział i muszę przyznać, że opowiadanie mocno wciąga.
Strasznie jestem ciekawa o co chodzi z tymi snami, fascynujące zjawisko. Niemal od razu polubiłam Garetha. Postać Alice jest bardzo tajemnicza i mam przeczucie, że ostro namiesza w życiu chłopaka. Ty, a może ta Alice to jego siostra skoro tak bardzo mu ją przypomina? Ciekawa opcja.
Kolejne rozdziały nadrobię przy chwili wolnego czasu (obawiam się, że niestety nie w Święta...), lecz obiecuję, że to zrobię.
Pozdrawiam :)